Tuesday 26 February 2013

Rozdział 1.


Agata ma dwadzieścia siedem lat. Od blisko dziesięciu jest mieszkanką Wrocławia. Pracuje jako redaktorka w „Vedette”. Lubi swoją pracę, w której stara się spędzać jak najwięcej czasu. Nie chodzi o to, że chciałaby mieć jak najlepsze wyniki i piąć się po szczeblach kariery. Zależy jej na tym, żeby jak najmniej godzin siedzieć w czterech ścianach. Agata od pięciu lat jest mężatką. Koleżanki na studiach zawsze zazdrościły jej Marcina. Był całkiem nieźle zbudowany, wytatuowany, miał wiele kolczyków w wielu nieprzyzwoitych miejscach. Nie mają dzieci, jednak ona ciągle o nich marzy. Zawsze chciała mieć bliźniaki. Chciałaby ubierać swoje córki w takie same różowe sukieneczki, zaplatać im warkocze. Niestety, jej mąż nie podziela takiej euforii. Uważa, że jeszcze mają czas. Tylko, że on nigdy nie będzie miał czasu. Wychodzi o 7 rano i wraca po 21. Mówi, że wybrał pracę z powołania. Jest policjantem wydziału zabójstw, szlachetny pan komisarz. Zawsze w pełni oddany swojej pracy, niestety mniej swojej żonie. Ona jednak przyzwyczaiła się do tego. Od dłuższego czasu nauczyła się sama jadać kolację, chodzić do kina, na urodziny do mamy, na imprezy firmowe. Nauczyła się znowu żyć sama. Ma w tym w sumie wiernego towarzysza. I nie jest to gruby czarny kot spędzający wszystkie wieczory na jej kolanach. Tym czymś jest uśmiech. Dla Agaty jest to nieodłączny towarzysz dnia codziennego. Jest genialną aktorką, bo pod swoją maską szczęśliwej dziewczyny potrafi ukryć to, co skrywa w środku. Potrafi wcielić się w rolę, żeby tylko nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak, że tak naprawdę, nie ma tylko tego jednego świata, w którym żyje.
~~~~
28 czerwca. Dziś po raz pierwszy od kilku miesięcy Agata wychodzi razem ze swoim mężem. Nie musi zaznaczać tej daty w kalendarzu, bo dobrze pamięta ten dzień, kiedy ubrana w piękną białą suknie, trzymając ojca pod rękę, kroczyła przed długi kościół. Uśmiechała do stojącego obok ołtarza Marcina, który nerwowo stukał palcami o swoją nogę. Pamięta jaka była wtedy szczęśliwa. Ze łzami w oczach powiedziała mu „tak” i chwilę później tonęła w ustach i ramionach mężczyzny, z którym chciałaby spędzić resztę życia. Jednak od 2008 roku wiele się zmieniło, a głównie jej mąż. Zastanawia się jednak czy on aby na pewno się zmienił, czy dopiero w z biegiem czasu pokazał kim jest. Agata jest tym wszystkim zaskoczona. Nie byli bowiem jedną z tych par, która bierze ślub po dwóch miesiącach znajomości, nie pojechali do Las Vegas, żeby Elvis Presley pobłogosławił ich nową drogę życia. Poznali się, kiedy była na drugim roku studiów dziennikarskich, a on na czwartym kryminologii. Nie była to też miłość od pierwszego wejrzenia. Chłopak musiał długo zabiegać o to, żeby poznana w drodze na Woodstock dziewczyna dała mu swój numer telefonu, a później żeby mógł ją odwiedzić we Wrocławiu. Sam mieszkał w Warszawie, ale blondynka skutecznie zawróciła mu w głowie i po skończeniu nauki błyskawicznie spakował się i wyjechał do stolicy Dolnego Śląska. Byli najlepszą parą w mieście.
Dzisiaj po pięciu latach od przekroczenia kościelnych drzwi Agata siedziała na ogromnej czarnej kanapie w swoim salonie. Ubrana była w dobrze dopasowaną czerwoną sukienkę, która podkreślała jej kobiece kształty. Czekała na swojego męża, który kończył szykować się w łazience. Dzisiaj idą na kolację z jego rodzicami, którzy specjalnie na tę okazję przyjechali z Łodzi. Agata dziękowała Bogu, że nie chcieli się i nich zatrzymać. Po krótkim czacie Marcin wyszedł z łazienki. Wyglądał nieziemsko. Garnitur skrojony na miarę, trzydniowy zarost, spinki do koszuli połyskiwały przy mankietach, drogie perfumy rozniosły się po całym pomieszczeniu. Cały strój ukrywał jego piękne tatuaże. Gdyby nie znała go tak długo, mogłaby znowu się w nim zakochać.
- Gotowa? – zapytał obojętnym tonem.
- Jasne, już od dawna. Idziemy?
- A jak myślisz? – wziął portfel i telefon i wyszedł. – Czekam przy samochodzie.
Agata stanęła przed lustrem. Założyła jeszcze wysokie szpilki,  a na twarz przykleiła serdeczny uśmiech. Chociaż była zła i smutna nie zdradzi tego. Nie da mu tej satysfakcji. Szarpała się dość długo z domowym zamkiem, który ciągle się zacina. Żeby móc swobodnie zamknąć drzwi, należy je lekko unieść do góry. Nie jest to łatwe dla kobiety, ponieważ są strasznie ciężkie. Jej mąż jednak nie pomoże, z rodzinnego domu wyniósł wszystko: pieniądze, zabawę, chęć kariery, zapomniał o dobrych manierach. Wsiadła do samochodu i nie odezwała się ani słowem. Mimo, że to właśnie on był osobą, przy której najmniej udawała, że nie cieszyły jej już chwile sam na sam tak jak dawniej. Włączyła radio, żeby nie męczyć się ciszą. Zawsze jak była sama włączała telewizor albo radio. Mimo  tego, że była mężatką, pracowała i miała koleżanki, to czuła się samotna. Nie chciała więc dołować się ciszą.
Po krótkiej jeździe dotarli do Mennicza Fusion. Jako że byli wśród ludzi mąż zachowywał się jak prawdziwy amant. Otworzył Agacie drzwi do restauracji i z szerokim uśmiechem zaprowadził do wcześniej zarezerwowanego stolika, przy którym siedzieli już jego rodzice. Szczerze mówiąc dziewczyna wolałaby spędzić ten dzień jedząc kanapki z człowiekiem, którego kocha, a nie udawać kogoś kim nie jest w ekskluzywnym lokalu. Zasiadła jednak przy stoliku witając się z teściami. Witold Majewski, ojciec Marcina, był jedynym przychylnym jej człowiekiem w tej nadętej rodzinie. Sędzia najwyższej instancji wiedział na czym życie polega. Jego przeciwieństwem była teściowa- Krystyna Majewska. Kobieta, która nigdy nie pracowała, bo wyszła za tzw. dobrą partię. Fakt, że Agata weszła do wysoko postawionej, szanowanej rodziny, z czasem jednak zaczęło ją to osaczać.
- Wszystkiego najlepszego Kochani z okazji piątej rocznicy ślubu. – odezwał się Witold i wręczył im ozdobne pudełko.
- Dziękujemy – odpowiedział jego syn i otworzył pakunek. – Tato! Kluczyki do Subaru?! Ty zawsze wiesz co to znaczy trafiony prezent. I jeszcze dwa bilety do Tajlandii. Dziękuję Wam, zawsze marzyliśmy o tym z Agatką, prawda? – objął żonę ramieniem i pocałował ją.
- Tak, to prawda. Nie jestem tylko pewna czy powinniście dawać nam tak drogie prezenty.
- Kochanie – wtrąciła się teściowa – należy wam się. Chcę też żebyś pamiętała, jakie miałaś szczęście, że poznałaś Marcinka.
- Nie dajesz mi o tym zapomnieć, Mamo. – skomentowała.
- Agatko, wiesz że mama nie miała niczego złego na myśli. – studził emocje najstarszy z gości – Zbliżają się wakacje i powinniście wypocząć. Kiedy ostatni raz gdzieś wyjeżdżaliście?
- Dwa lata temu. – powiedział Marcin – I oboje się cieszymy, że zwiedzimy ten kraj.
- Dobrze. Nie będziemy się przecież sprzeczać. – powiedziała Krystyna – Czas coś zamówić. Proponuję wellington z tuńczyka z dzikimi grzybami, purée z chrzanem, sos pieprzowy , ravioli z polędwicą z dorsza i grzybami.
- Doskonały wybór. – wtórowała Agata, bo wiedziała, że i tak nie ma sensu sprzeciwiać się tej kobiecie.
Czas spędzili na dyskusjach o polityce, egzotycznych wyprawach. Agata cały czas uważnie słuchała, a przynajmniej udawała, że tak jest. Myślami jednak była gdzie indziej. Często marzyła o tym, żeby znaleźć się gdzie daleko stąd, po drugiej stronie kuli ziemskiej, bez żadnego bagażu, bez zobowiązań, bez aroganckiej teściowej, bez problemów, bez udawanego uśmiechu. Na pewno byłoby to lepsze niż wysłuchiwanie o wypadach o SPA z podstarzałymi przyjaciółkami. Może właśnie to denerwowało Agatę.  To, że jej teściowa miała przyjaciółki, a ona sama nie miała się komu zwierzyć. Jej rodzice mieszkają w Gdańsku, kawał drogi od Wrocławia, siostra wyjechała z Pekinu i spełnia się jako projektantka, mąż pracoholik. W trakcie spotkania teściowa oczywiście nie omieszkała wytknąć swojej synowej błędów. Zarzucała jej, że pracuje, zamiast zajmować się domem. Ktoś w końcu musi sprzątnąć dwustumetrową powierzchnię, skosić ogromny ogród, ugotować, uprać. Ta kobieta chyba zatrzymała się w przedwojennej Polsce. W końcu kobiety nie po to paliły staniki, żeby usługiwać swoim mężom. Została zbesztana za to, że nie rodzi dzieci. Chciało jej się płakać, bo przecież dzieci to największe marzenie jej życia. Chciała, żeby ta farsa skończyła się jak najszybciej, bo nie miała już ochoty uczestniczyć w tej maskaradzie.
- Musimy już iść. Agatka jutro rano wyjeżdża służbowo. – oznajmił Marcin po blisko czterogodzinnym spotkaniu.
- Zamiast jeździć powinniście się zając sobą i domem. Ale oczywiście skoro musicie, to lećcie. – skomentowała mama.
Pożegnali się z rodzicami i wskoczyli do samochodu. Agata z ulgą zatonęła w wielkim siedzeniu Jeepa. W końcu mogła wrócić do swojego małego, hermetycznego świata, który istniał tylko w jej głowie.
- Dzięki. – odezwała się – Ten wyjazd był znakomitym kłamstwem. Nie miałam już siły na komentarze twojej matki.
- Nic nowego. Ale nie chodziło o ciebie, umówiłem się z Michałem na wieczór.
- Świetnie. Miłej zabawy.
Nie była zła, nie było jej przykro. Nie była też zaskoczona, że mąż zamiast spędzać rocznicę ślubu z żoną, woli wyjść do podrzędnego baru ze swoim partnerem z pracy. Nie chciała się z nim o to kłócić, bo ich małżeństwo przez połowę stażu istnieje tylko na papierze. Ona nie wie czy go jeszcze kocha, nie wie czy można kochać kogoś takiego. Wszyscy dziwią jej się jak można narzekać na tak wspaniałego, przystojnego, poważanego człowieka. Mówią tak wszyscy, którzy tak naprawdę go nie poznali. A takich osób jest wiele. Wszyscy, poza Agatą.
                                          
                                                                     &

No to zaczynamy. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tym początkiem. Tworzę tu nową historię, inną niż moje poprzednie i mam nadzieję, że to mi się uda. Tutaj rozdziały nie będą się pojawiały tak często, jak ostatnio mam to w zwyczaju. Myślę, że raz na tydzień. Być może pozostanie to ten wtorek. Tym bardziej, że niedługo wracam do szarej rzeczywistości. Z najbliższych dni wyciskam maximum lenistwa. 

Do następnego, Embouteillages ;*

7 comments:

  1. Jedno słowo- geniusz. I ta muzyka- no po prostu idealna. Nie słuchaj takiej na co dzień, ale w tej się zakochałam *.* Zacznę od głównej bohaterki- żal mi bidulki. Dusi tyle emocji w sobie, nie umie poradzić sobie z sytuacją, przykrywa gorycz uśmiechem- ja bym tak nie potrafiła. Jak zobaczyłam słowa- mąż policjant, już myślałam że pojawi się jakaś utajona przemoc domowa, ale na szczęście nic z tych rzeczy. Chociaż jawna nienawiść jest gorsza od totalnej oziębłości... Skurwysyn z tego Marcina- wyprany z emocji, szacunku dla żony (jak można woleć piwo od wieczoru z ukochaną kobietą?!). No i nie broni jej przed matką- ciamajda. Jedynie szacowny teść napawa mnie jakimś optymizmem w tej tragicznej, burżujskiej rodzinie. Oby więcej wsparcia z jego strony dla uroczej synowej! ;)
    A co do stylu- wiesz że i tak mi się podoba wszystko co piszesz, także nie ważne kiedy, o której i jak często będziesz dodawać, i tak będę czytać!

    Czekam na następny, buziaki, S. ;*

    ReplyDelete
  2. Wow! Zaintrygowałaś mnie! To będzie świetna historia, ja to wiem. Widać to po pierwszym rozdziale. Chciałabym tak jak Agata nie pokazywać swoich emocji, ale niestety nie potrafię tak. Chociaż sporną kwestią może być, czy użyć słowa "niestety" czy "stety". Ale do rzeczy. Bardzo jej współczuję. To musi na prawdę boleć, gdy mężczyzna którego się kochało, i kochasz nadal, okazuje się być innym człowiekiem. Obojętność Marcina, jego chłód i brak emocji powodują, a przynajmniej u mnie, wzrost ciśnienia. I to jego udawanie przed rodzicami. Typowe... Po prostu wypisz, wymaluj-cham.
    I jeszcze tak dla formalności i rozwiania jakichkolwiek wątpliwości- z przyjemnością będę czytać :D

    ReplyDelete
  3. Ojoj! Zapowiada się ciekawie, bardzo ciekawie. Wciągnęłam się strasznie w ten pierwszy rozdział i bardzo żałuję, że jest taki krótki. Piszesz wspaniale i zapewne będę tu stałym gościem :) Tak swoją drogą to biedna Agata... O tym, że w ogóle ma męża przypomina jej tylko obrączka na palcu i wspomnienia z 28.06.2008r. Marcin stwarza pozory typowego pracoholika, nie zdziwiłabym się gdyby w trakcie okazało się, że ją zdradza, albo jakby ona po prostu miała już dość i od niego odeszła. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Zamieszczam Twój blog w moich " czytanych i polecanych" mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Pozdrawiam serdecznie, a w wolnej chwili zapraszam do mnie na taką tam historię siatkarską ;) http://szczescierodzinamiloscwygrana.blogspot.com/

    ReplyDelete
  4. Kurczę, naprawdę współczuję Agacie. Może i w przeszłości była szczęśliwa, może i wszyscy zazdrościli jej męża, pracy, świetlanej przyszłości, ale teraźniejszość pokazała, że życie nigdy nie jej usłane samymi różami. Właśnie dlatego jestem sceptycznie nastawiona do małżeństwa. Po kilkunastu latach wielu ludzi po prostu jest ze sobą z przymusu, bo za wcześnie zdecydowali się na tak radykalny krok. A potem weź tu się męcz, człowieku, i staraj zachować optymizm. Teściowie, brr, aż mnie ciarki przechodzą na myśl o tym słowie. Osobiście jeszcze nie spotkałam takich, którzy by chociaż do jednej rzeczy się nie doczepili. Tak jest i tutaj. Hm, Agata musi wziąć sprawy w swoje ręce, szczerze porozmawiać z Marcinem i wrócić do tej prawdziwej rzeczywistości. Bo póki co zamienia się we wrak kobiety.
    Całuję, Caroline. : **

    ReplyDelete
    Replies

    1. Caroline dobrze to ujęła. Przerąbane że tak powiem i współczuję. Agata musi z nim pogadać chociaż wątpię żeby to cokolwiek dało. Ja sama nie chciałabym tak trafić. Trochę się tego boję. Teściowe to kolejna okropna rzecz... Ale zapowiada się ciekawie :) xoxo K.

      Delete
  5. Nie, absolutnie nas nie zanudziłaś, bynajmniej nie mnie. :) Cały rozdział czytałam z zapartym tchem i... bardzo mi się podobało! :)
    Muszę przyznać, że Agata ma naprawdę ciężkie i skomplikowane życie - Życie u boku faceta, który praktycznie zapomniał o jej istnieniu; Życie z czepiającymi się i wiecznie niezadowolonymi teściami... Naprawdę jej współczuję. Z jednej strony dobrze, że rzuciła się w wir pracy i obowiązków, bo przecież jakoś musi jakoś sobie ten czas wypełnić. Z drugiej jednak, ta, coraz bardziej doskwierająca, samotność może niebawem doprowadzić do rozstroju nerwowego i załamania psychicznego... :( Mam nadzieję, że Agata porozmawia szczerze ze swoim mężem i że wspólnie znajdą jakiś złoty środek na te wszystkie problemy... Bo przecież nie można się tak katować...

    pozdrawiam serdecznie, Patex :)

    PS. I znów uzależniasz muzyką. :* Achhh, rozpływam się! *.*

    ReplyDelete
  6. No proszę, nowość ujrzała światło dzienne. Cieszę się z tego niezmiernie, bo ja lubię taki typ opowiadań. Małżeństwo, to trudna sprawa, by było szczęśliwe potrzebuje poświęceń obojga małżonków. Ich zaangażowania we wspólne życie, bez względu na staż. Pokochałam główną bohaterkę, a to, że jej męża na wstępie nie lubię, to chyba nie dziwne. xd No cóż nie wiem, co napisać . Podoba mi się bardzo i czekam niecierpliwie na następny. Informuj mnie oczywiście, namiary masz.
    Caluję, Happiness ;*

    ReplyDelete