Wednesday, 24 April 2013

Rozdział 9. (ostatni) :



Ogromna plama na tle jaśniejącego nieba. Hektolitry słonej wody przelewające się w basenie morza, którego fale regularnie odbijały się o polską plażę. Cichy szum rozbrzmiewał między krzykami mew latającymi nad niespokojną wodą. Wczesny poranek, który nie przywitał tego dnia jeszcze godziny piątej, nie przyciągnął jeszcze amatorów piasku i Morza Bałtyckiego. Słońce powolnie wyłaniało się znad horyzontu i zwiastowało kolejny upalny dzień kończący sierpień. Trudno było znaleźć w tym miejscu żywe istoty, poza ptakami i małymi robaczkami. Niełatwo było wypatrzeć dwie osoby, które w szczelnym uścisku siedziały pod starą jarzębiną, otulając się lichym, polarowym kocem w kolorze kawy z mlekiem. Osoby, które nie odzywając się do siebie spędziły w tym miejscu całą noc.  Kobieta siedziała między kolanami mężczyzny opierając się o jego tors. Mężczyzna wtulał swoją twarz w jej lekko skręcone włosy, a ramiona szczelnie zacisnął wokół talii. Wdychał słodki zapach jej perfum. Od kiedy się poznali zawsze używała tych samych. Za każdym razem kiedy przechodziła obok, zostawiała w powietrzu malinową woń. Czuli się jakby dopiero zaczynali się spotykać, chociaż ich znajomość trwała już blisko osiem lat. Szmat czasu, kiedy to przeżyli najwspanialsze chwile. Chwile, które będą pamiętali do końca życia. Mieli swoje sekrety, które zabiorą ze sobą aż do grobu bez piśnięcia słówka. Nigdy jednak nie przypuszczali, że jedno z nich odejdzie z tymi sekretami tak szybko. Zbyt szybko.
Agata wpatrywała się w powolne, miarowe falowanie morskiej wody. Czując na sobie ręce swojego męża, jego  gorący oddech na swojej szyi, uśmiechała się sama do siebie. Marzyła o tym. Tak bardzo chciała znów czuć jego bliskość. Przez te wszystkie długie miesiące, w których udawała, że jest silna. Po tamtej szczerej rozmowie postanowili, że muszą wyjechać. Agata złożyła wymówienie w pracy. Od dłuższego czasu nosiła się z tym zamiarem. W końcu znalazła odpowiednią motywację. Nie mogła przecież zostawić Marcina. Wymazała z pamięci jego wcześniejszą obojętność. Wszyscy zdziwili się kiedy zobaczyli ich znowu razem. Rodzice, teściowie, przyjaciółki. Nikt nie znał prawdy. Jedna osoba była najbardziej zawiedziona i był to Kacper. Liczył po cichu, że po rozwodzie jego i Agaty więzi zacieśnią się ponownie. Kochał swoją przyjaciółkę oszukując siebie samego przez wiele lat. Tracąc czas na nic nieznaczące, przelotne znajomości. Nie poprosił jej jednak o szansę. Kiedy dowiedział się, że wyjeżdża z Marcinem cieszył się jej szczęściem. Przypomniał sobie bowiem jej oczy kiedy opowiadała o mężu podczas pobytu w Tajlandii. Dwa lazurowe punkciki wypełnione miłością do tego drania. Tak, miał Majewskiego za ostatniego buca, który krzywdzi niewinną kobietę. Nie znał jednak całej historii. Nie wiedział dlaczego mąż tak się zachowywał. Nie wiedział o tym nikt, poza Agatą i Marcinem.
                                                                       ~~~~
Siedzieli w małym domku nieopodal morskiego brzegu. Po całodziennym odpoczywaniu na plaży wieczorem przenieśli się do swojego wynajętego lokum. Siedzieli na niewielkim, choć dwuosobowym łóżku, trzymając się za ręce. Od wizyty w szpitalu minął prawie miesiąc. Od tamtego czasu nie odstępowali się na krok. Byli nierozłączni.
- Pamiętasz jak moja matka zobaczyła, że jako pierścionek zaręczynowy dałem ci jej rodzinną pamiątkę? – spytał spoglądając w jej źrenice.
- O tak, wiedziałam, że już wtedy mnie nienawidzi. – uśmiechnęła się.
- Wiesz. To nie tak. Ona po prostu nie mogła się pogodzić z tym, że jej syn znalazł kobietę, która daje mu szczęście. – złożył pocałunek na czubku jej nosa.
- A pamiętasz jak pojechaliśmy pierwszy raz do moich rodziców? Pierwszy raz widziałam, żebyś tak się upił. Zawsze wiedziałam, że te nalewki mojego ojca są naszpikowane procentami.
- I jakie smaczne. Jeszcze jedno chciałbym Ci przypomnieć. Pamiętasz naszą tradycję celebrowaną na każdym wyjeździe?
- Podkradanie tych wszystkich gadżecików z hotelowych pokoi? Stąd możemy chyba zabrać jedynie tą rodzinę pająków bytujących za szafą.
- Nie o to mi chodziło. – puścił jej oko i sięgnął do kieszeni. – Mam na myśli spalenie czegoś nielegalnego. – na te słowa Agata szeroko się uśmiechnęła. Wiedziała, że to odprężenie przyda się im obojgu.
Gęsty dym, który wypełniał z każdym wdechem ich płuca, błyskawicznie zadziałał na ich mózgi. Źrenice się rozszerzyły, powieki zwęziły, a na usta wdarł się niepohamowany uśmiech. Powszechnie wiadomo, że mieszanka marihuany i alkoholu działa rozluźniająco, a zmysły zaczynają szaleć. Agata siedząca naprzeciwko swojego męża nie mogła oprzeć się pokusie, żeby posmakować jego ust. Przywarła więc do jego warg. Marcin nie pozostawał jej dłużny. Całował swoją żonę z pełnym zaangażowanie. Robił to jednak powoli, ze starannością, jakby chciał celebrować każdą sekundę tej bliskości. Dziewczyna jednak nie miała zamiaru na tym kończyć. Wiedziała, że i on ma na to ochotę. Chociaż był trochę słaby. Przez cały czas regularnie faszerował się narkotykami. Na jego przedramieniu pojawiły się sine i krwiste ślady, które oznaczały krążenie we krwi niepożądanej substancji. Majewska jednak chciała spróbować ten ostatni raz spędzić noc ze swoim mężem. Zdjęła z niego powoli czarną koszulkę. Ukazał jej się tors mężczyzny. Marcin zawsze był chudy, ale teraz wyglądał jeszcze bardziej mizernie. Ciągle jednak był cholernie pociągający. Jego tatuaże zdobiące ciało nadawały mu charakteru. Agata przejechała dłonią po jego torsie zmierzając do guzika spodni. Nie pozwolił jej jednak go odpiąć. To on zajął się koszulą dziewczyny. Guziczek po guziczku rozpinał malinową garderobę ukazując swoim oczom krągłe piersi ukryte w białym biustonoszu, oraz opalony brzuch. Nie spieszyli się podczas tych całych pieszczot. Kawałek po kawałku odkrywali swoje ciała. Kochali się pierwszy raz od wielu miesięcy, a ich miłość całą noc . Nie był to dziki i szalony seks jak za dawnych czasów. Było to świętowanie wzajemnej miłości i przyjemności czerpanej z bliskości dwóch ciał. Chcieli cieszyć się sobą jak najdłużej.
- Kocham cię, Agatka. – wypłynęło z ust Marcina, kiedy nad ranem ułożyli się pod kołdrą.
- Ja ciebie też. – odpowiedziała patrząc mu w twarz, a z jej oczu poleciały łzy.
- Nie płacz, kochanie. Wszystko się ułoży. Jeszcze będziesz szczęśliwa. O mnie się nie martw. Wiem, że gdzieś tam kiedyś się spotkamy w piekle i będę na ciebie czekał. – otarł słone krople z jej twarzy.
- Nie wiem jak możesz żartować w takiej sytuacji. Naprawdę dochodzi do mnie to, że wkrótce odejdziesz. Z dnia na dzień widzę, że czujesz się co raz gorzej. Nie mogę sobie darować tego, że mi nie powiedziałeś od razu. Mielibyśmy czas. Pomogłabym ci wyjść z tego parszywego nałogu. A teraz patrzę jak umierasz. Czuję się podle z tym, że ja tu zostaję. Nie chcę żyć bez ciebie.
- Nawet nie gadaj takich głupot. Obiecaj, że nie zrobisz sobie nic głupiego.
- Ale Marcin…
- Obiecaj! – objął jej twarz w swoje ramiona i spojrzał głęboko w oczy widząc w nich szaleństwo.

                                                                          ~~~~


„Kochany,
Zawsze wypominałeś mi, że musiałeś długo zabiegać o moje względy. Tak cudownie opowiadałeś o swoich staraniach. Nie mogłam niszczyć twojej dumy i wyznać Ci, że Ty też spodobałeś mi się wtedy w pociągu. Od razu zapadły mi w pamięć twoje oczy, którymi patrzyłeś na mnie z takim ciepłem. To nasze pierwsze spotkanie na poważnie. Zabrałeś mnie na spacer. Ja nie miałam dużo pieniędzy, a Ty nie chciałeś szpanować grubym portfelem. Chodziliśmy między drzewami i rozmawialiśmy na temat tego co chcielibyśmy robić w przyszłości. Pamiętam jak nieśmiało sięgnąłeś po moją dłoń. Jakbyś bał się, że się odsunę. A ja na to tak długo czekałam. Ucieszyłam się, kiedy Twoje palce splotły się z moimi. Tak samo było z naszym pierwszym pocałunkiem. Nieśmiało przybliżałeś się do mnie, a Twoje dłonie spoczywające na mojej talii drżały jakby były ułożone na jakiejś platformie wibrującej. Szybko jednak się ośmieliłeś. Jednak najwspanialej czułam się na naszym ślubie. To był nasz dzień. Wszystkie oczy zwrócone były tylko na nas. Nieskromnie przyznam, że wyglądałam pięknie. Pierwszy raz w życiu mogę z dumą powiedzieć, że nie musiałam się wstydzić. U Twojego boku czułam się jak królowa. Zresztą dbałeś o to, żebym właśnie tak się czuła. Imponowałeś mi tym, że nie myślisz o sobie, ale jako priorytet postawiłeś sobie moje szczęście. Kiedyś powiedziałam Ci, że marzę o wycieczce do Francji. Pola lawendy i wrzosów w Prowansji, nietknięte przez człowieka zakątki Alp, tak banalna Wieża Eiffla albo Sacré Cœur. Byłam w siódmym niebie kiedy powiedziałeś, że jedziemy tam na miesiąc. Nie chcę, żebyś myślał, że pamiętam tylko to, kiedy starałeś się mnie zabierać w najdalsze zakątki świata. To te drobne wspólne chwile są dla mnie najważniejsze. Wieczory na kanapie, pikniki w lesie za miastem, śniadanie, które przygotowałeś na moje dwudzieste piąte urodziny. Zjadłam je ze smakiem, chociaż tosty były przypalone, jajecznica przesolona, kawa przesłodzona. Jednak Twój szeroki uśmiech i błyszczące oczy wynagrodziły wszystko. Z taką satysfakcją wniosłeś tacę do sypialni i położyłeś na łóżku. I najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek od Ciebie dostałam. Twój urlop. Bez zaplanowanych wyjazdów. Tylko Ty i ja w naszych czterech kątach. Zawsze byłam też Ci wdzięczna za to, że broniłeś mnie przed swoimi rodzicami. Zawsze czułam, że Twoja matka mnie nie lubi. Ten jej fałszywy uśmiech, z którym witała mnie w swojej cudownej willi. Pamiętam jak śmialiśmy się z tego, że ona nie rozumie naszych ironicznych komentarzy. Nie należałam do osób, które wierzą w dowcipy o teściowych, ale Twoja mamusia idealnie pasuje do tego schematu. Nie to co tata. On, mimo swojej pozycji, nie stracił radości życia i nie stał się nadętym bucem. Lubiłam kiedy nas odwiedzał.  Zawsze byłam też Ci wdzięczna, kiedy dzielnie próbowałeś moich kulinarnych eksperymentów. Nawet jeżeli nadawały się tylko do wyrzucenia.
Pamiętam również te trochę bardziej przykre rzeczy. Wiele razy przepraszałeś mnie za to, że traktowałeś mnie jak psa. Przez ten cały czas nie rozumiałam o co Ci chodzi. Nie wiedziałam dlaczego już mnie nie chcesz. Tak bardzo chciałam, żebyś nie pozwolił mi się wtedy wyprowadzić. Dziękuję Bogu za to, że wtedy źle się poczułeś. Inaczej pewnie doszłoby do rozwodu, a ja może bym wyjechała, żeby się na Ciebie nie natknąć. Nie wiedziałabym co się z Tobą dzieje, nie byłoby mnie przy Tobie do końca. I chociaż nadal nie rozumiem, dlaczego taki scenariusz sobie wymyśliłeś i nikomu nie powiedziałeś co się dzieje, to dziękuję Ci, że ten ostatni raz mi zaufałeś. Ostatnie siedem tygodni podkreśliło wszystko to, co było między nami. Zawsze będę pamiętała Twoje oczy wpatrzone we mnie. Nie zapomnę Twojej miłości do mnie, ciepła Twojej skóry, zapachu, małych rytuałów. Nie zapomnę uśmiechu, który był na Twoich ustach nawet wtedy, kiedy wiem, że cierpiałeś. Przepraszam, że nie mogłam patrzeć na to jak zawiązujesz sobie gumowy wężyk na bicepsie, a potem wstrzykujesz sobie w żyłę żółtawy płyn. Nie mogłam patrzeć na to,  z jaką ulgą przyjmowałeś kolejne dawki tego narkotyku. Wiem, że gdyby wcześniej było lepiej między nami miałbyś więcej siły na walkę. Nie obwiniam jednak o to Ciebie. Może to ja nie dawałam Ci wystarczająco dużego poczucia bezpieczeństwa. Tak jak obiecałam, nie zrobię sobie nic głupiego. Chociaż tak bardzo chciałabym odejść stąd razem z Tobą, to wiesz, że nie mogę. Nie jestem złym człowiekiem i nie dopuszczę się morderstwa. W końcu zabicie siebie, to zbrodnia z zimną krwią, z premedytacją. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. Ja spróbuję się cieszyć życiem, bo wiem, że tego byś pragnął. Nauczę się żyć na nowo, bez Ciebie. Chociaż wiem, że część Ciebie zawsze będzie przy mnie.
Nawet jeżeli miałabym żyć sto lat, nie szukaj sobie nigdy żadnej innej kobiety, która będzie towarzyszyła Ci przy ogrzewaniu się obok piekielnego kotła. Możesz być pewien, że dołączę do Ciebie. Zaufaj mi, ten jeden, ostatni raz.
Do zobaczenia.
Kocham Cię, Twoja Agata.
Ps.: Nie podziękowałam Ci za coś najważniejszego. Dzięki temu, nigdy nie będę sama. Nigdy. ”

Kobieta dziwiła się sama sobie, że napisała ten list. Ściskała go mocno w swojej trzęsącej się dłoni krocząc po marmurowej posadzce. Podeszła do swojego męża. Zaklejoną kopertę wsunęła w wewnętrzną kieszeń jego marynarki. Miała wrażenie, że on jakimś cudem będzie mógł to przeczytać, mimo tego, że i tak o tym wszystkim wiedział. Myślała jednak, że będzie mu miło, kiedy będzie podróżował ten ostatni raz.
Agata cały czas płakała. Mimo tego, że koniec września zachwycał pięknym słońcem i wysoką temperaturą, dziewczyna narzuciła na siebie sweter z ogromnym kapturem. Nie chciała pokazywać wszystkim swoich łez. Jednak i tak nie dało się ich ukryć. Stała nad wykopanym dołem i patrzyła na chowają się w zagłębieniu trumnę z ciałem jej męża. Czuła ból, który rozrywał jej serce. Było jej jeszcze gorzej, kiedy widziała, że jego matka nie uroniła ani jednej słonej kropli. Wydawało jej się to dziwne, bo sama Agata płakała ciągle przez ostatni tydzień. W szpitalu nad łóżkiem ze słabym mężem, kilka godzin później, kiedy w sali rozniósł się piskliwy dźwięk informujący o śmierci, płakała leżąc w łóżku czując jego zapach na poduszce, jednak nie chciała zmieniać pościeli. Teraz również nie mogła wstrzymać kropli napływających do oczu. Na szczęście nie była w tej chwili sama. Obok niej stał przyjaciel. Kacper wspierał ją, pomógł załatwić formalności. Wiedział, że dziewczyna teraz go potrzebuje. Cała uroczystość zebrała bardzo wielu ludzi. Przyjaciół, współpracowników, rodzinę. Nikt jednak nie odważył się podejść do Agaty. Czuła przez to ulgę, ponieważ pocieszanie jest najgorszą rzeczą, jaką możemy dostać w takiej chwili. To przecież nie wróci życia, nie pomoże w przeżywaniu bólu. Tylko jedna rzecz dodawała jej sił- świadomość, że całe życie coś będzie jej przypominało o mężu.
- Przepraszam za wszystko. – usłyszała, kiedy nad grobem Marcina zostały już tylko cztery osoby. – Teraz już wiem, że byłaś najważniejszą osobą w jego życiu. Tylko ja nie mogłam się z tym pogodzić, że woli inną ode mnie, od swojej własnej matki.
- Mamo, nie zadręczaj się. Wszystko się ułoży. Poradzimy sobie. Mam nadzieję, że nadal będziemy się spotykać od czasu do czasu. – Agata przytuliła teściową.
- Ja też. W końcu nie możemy Cię zostawić samej w tej całej sytuacji. Pomożemy Ci we wszystkim. Niczego wam nie zabraknie. Mam nadzieję, że zostaniesz w waszym domu.
- Tak. Przynajmniej na razie.
                                                                       ~~~~
4 lata później.

Słońce wpadało przez odsłonięte rolety do przestronnej kuchni. Agata doprawiała obiad dla dwóch swoich mężczyzn. Sporo czasu minęło aż na nowo nauczyła się uśmiechać. Jednak oparcie ze strony Kacpra pomogło jej uporać się ze wszystkimi problemami. Od blisko dwóch lat razem, mieszkają we Wrocławiu w domu Agaty, który odziedziczyła po mężu.  Czuje się szczęśliwa, bezpieczna i kochana. Wie, że Kacper darzy ją miłością, ona również go kocha. Oboje wiedzą jednak, że jest to inny rodzaj miłości niż do zmarłego męża. Nie jest to jednak ani wdzięczność, ani przyzwyczajenie, ani przyjaźń. Jest co zwyczajna miłość kobiety do mężczyzny tylko, że to tego pierwszego, prawdziwego uczucia nigdy nie można zastąpić. Kacper nie nalega, nie naciska. Wie, że  Majewska ciągle ma w sercu Marcina, jednak wie też, że i dla niego jest tam miejsce. Specjalnie dla niej przeniósł się z Gdańska. Otworzył filię swojej firmy, która bardzo dobrze prosperuje. Oboje są ze sobą szczęśliwi. Agata czuje, że kocha Kacpra. Minie jeszcze trochę czasu zanim zapomni o mężu. W zasadzie nie zapomni, a jedynie skryje go za tym, co dzieje się na co dzień. Dziewczyna również dobrze radzi sobie w pracy. Połączyła swoje zainteresowania z pracą zawodową. Otworzyła małą cukiernię w centrum miasta. Pyszne domowe wypieki przyciągają wielu klientów, a ona sama w końcu czuje, że robi coś, co naprawdę kocha.
                                                                        ~~~~
Agata siedziała na werandzie z brązowym zeszytem w ręce. Wielokrotnie kartkowała te strony. Można powiedzieć, że znała je już na pamięć, a mimo to nadal czytała. 

 "Wtorek. Odeszła. Wyprowadziła się. A ja siedzę, a z oczy lecą mi łzy zupełnie jak wtedy, gdy w wieku siedmiu lat roztrzaskałem sobie kolano. Nie wiem dlaczego. Przecież właśnie tego chciałem. Robiłem wszystko, żeby mnie zostawiła. Zawsze obiecywaliśmy sobie, że będziemy mówić prawdę. Tymczasem ją okłamałem. Patrząc w jej zapłakane oczy wmawiałem jej, że już jej nie kocham. Jestem ostatnim sukinsynem. I tak dziwię się, że wytrzymała to wszystko tak długo. Wiem, że musiałem tak zrobić. Nie chcę, żeby patrzyła jak co wieczór muszę się kuć. Nie ma jej tutaj dopiero kilkanaście minut, a ja tęsknię. Nie wiem ile jeszcze dam radę wytrzymać to wyniszczenie, ale mam nadzieję, że niedługo. Co to za życie bez niej? Zabrała wszystko: ubrania, książki, płyty. Chciała mi oddać obrączkę i pierścionek. Nie mogłem wziąć. Na szczęście zapomniała jednej rzeczy. Pod komodą leżała jej różowa chustka. Jej ulubiona. Lubiłem jak ją zakładała. Kawałek materiału, który nadal ma na sobie jej zapach podtrzymuje mnie przy życiu. Gdybym był odważny już by mnie tu nie było. Strzelił bym sobie w głowę. Czy ja muszę być takim cholernym tchórzem? Ciekawe czy wróci po chustkę. Mam nadzieję, że nie. Nie będę potrafił drugi raz pozwolić jej odejść. A nie chcę, żeby na to wszystko patrzyła. Nie zasługuje na to."
Blondynka otarła łzę. Za każdym razem kiedy czyta pamiętnik męża wszystko do niej wraca. Wcześniej nie wiedziała, że Marcin prowadził dziennik. Znalazła go w zamykanej na klucz szufladzie, obok łóżka. Zapisywał tam wszystko. Każde wydarzenie, każde uczucie. Agata żałowała, że poddała się i odeszła. Gdyby tylko wiedziała, gdyby tylko mąż dał szansę jej żeby pomóc. Nie rozumiała go, jednak odpowiedź znalazła na kartkach brązowego zeszytu i był to jej ulubiony fragment.
"Złamałem się. Po wylądowaniu w szpitalu bałem się, że to już ten czas, kiedy zamknę oczy na zawsze. Ściągnąłem ją. Cieszyłem się jak chłopiec, kiedy zobaczyłem ją po otwarciu powiek. Wyznanie prawdy było czymś strasznym. Wiedziałem, że ze mną zostanie. Nie chciałem, żeby robiła to z litości. Chciałem jednak, żeby była przy mnie.Bałem się odchodzić w samotności.  Żałowałem wszystkiego. Wiem, że ona się boi. Mam wrażenie, że kiedy przebudza się w nocy sprawdza, czy jeszcze oddycham. Przy mnie jednak nie daje po sobie poznać, że ją to wszystko boli. Jest tak samo uśmiechnięta i wnosi w moje życie radość zupełnie jak na początku. Jestem największym szczęściarzem, że pozwoliła mi dzielić ze sobą życie. Teraz siedząc na łóżku i widząc ją obok mnie, kiedy tak spokojnie oddycha i nie martwi się niczym mam mieszane odczucia. Jestem szczęśliwy i jednocześnie wściekły. Nie chciałem, żeby wiedziała. Nie chciałem, bo byłem pewien, że będzie tak jak jest teraz. Pragnę czasu. Marzę o tym, żeby zobaczyć jak przygotowuje Boże Narodzenie. Miesiąc wcześniej ciągnie mnie, żeby wybrać najpiękniejszą choinkę. Ze starannością ubiera ją dwa tygodnie przed Wigilią i co wieczór z grzanym winem ogrzewa się w jej blasku. Twierdząc, że jedzenie ze sklepu nadaje się do śmieci spędza pół nocy, żeby nalepić 500 uszek do barszczu. Piecze piernik, sernik, makowiec i kiedy tylko ostygną kroi mi kawałek, żebym sprawdził jak smakują. Po kolacji daje mi starannie zapakowany prezent. Chciałbym widzieć jak szykuje Wielkanoc. Maluje pisanki, ukręca pyszne babki, denerwuje się, kiedy podkradam jajka, które właśnie nafaszerowała. Śmieje się, kiedy wpada z wiadrem do sypialni, żeby mnie oblać. Od kilku lat specjalnie nie wstaję pierwszy, żeby móc widzieć jej uśmiech satysfakcji. Chciałbym móc chociaż raz przeżyć jeszcze tę chwilę, kiedy kładzie swoją delikatną dłoń na moim karku i subtelnie zbliża swoje usta do moich. Usłyszeć jej szczery, głośny śmiech, kiedy ją łaskoczę. Niestety nie zostało mi wiele czasu. Jestem idiotą."

- Znowu to czytasz? - usłyszała głos Kacpra - Kochanie, wiem, że pomimo czasu nadal nie zapomniałaś bo o tym wszystkim nie da się zapomnieć. Nie wiem tylko czy czytanie o tym wszystkim aby na pewno Ci pomaga. Zawsze płaczesz. Nie chcę widzieć, że jesteś smutna.
- Kacper, wiem, że powinnam się od tego odciąć, ale nie potrafię, przepraszam. - wtuliła się w mężczyznę, który usiadł obok niej na drewnianych schodkach domowej werandy.
- Nie przepraszaj. - uśmiechnął się.
- Tato! A dlaczego trawa jest zielona? Nie mogłaby być czerwona? Wtedy byłoby ładniej na dworze. Ja nie lubię zielonego! - podbiegł do nich mały chłopiec o szatynowych włosach.
- Marcinku, bo tak już jest. - posłał mu pstryczka w nos.
- No ale dlaczego?
- Spytaj mamy. - Kacper wymigał się od nurtujących pytań małolata.
- Mamo dlaczego?
- Synku, nie mogę ci powiedzieć, bo to jest tajemnica.
- Naprawdę? - oczy chłopca zrobiły się wielkości pięciozłotówek i ukazał się w nich zawadiacki błysk. - Ale fajowo. Ale kiedyś mi powiesz? - patrzył na nią przejęty.
- Powiem ci jak zjesz cały szpinak na obiad. - wyszczerzyła się.
- Ble. To ja zapytam dziadka! - pospiesznie wrócił do zabawy z owczarkiem niemieckim.
- Wiesz, że za kilka lat będziemy mu musieli powiedzieć prawdę? - zaczął Kacper.
- Wiem. Mam nadzieję, że nie będziesz mi miał tego za złe, ale chcę, żeby wiedział o wszystkim.
- Nie martw się Kochanie, oczywiście, że nie. I tak go kocham i wiem, że on kocha mnie.
- Mam szczęście, że ma przy sobie dwóch kochających mnie facetów. Nie wiem tylko po kim ten mały mądrala jest taki dociekliwy i bezczelny.
- Po tatusiu.- puścił jej oko - Wypisz wymaluj, cały Marcin.
                                                                   
                                                                   &
Miało być jedenaście, ale zrezygnowałam z jednej części. Miało więc być dziesięć, ale będzie dziewięć. Połączyłam dwa ostatnie rozdziały w jeden. I tym sposobem w przeciągu kilku dni kończę kolejne opowiadanie. Opowiadanie, które mi osobiście najbardziej się podoba. ;) Biorąc pod uwagę, że jest już koniec kwietnia, a ja jestem w czarnej dupie postanowiłam zakończyć to szybciej. Boję się jak cholera, że nie zdam egzaminów w tym roku i całe studia pójdą w dupę. Nie chciałam więc się rozdrabniać i zostanę tylko przy jednym opowiadaniu lachociacho (najdurniejszym czymś co mogło wyleźć z mojego łba). Tym bardziej, że oprócz nauki czekają mnie jeszcze juwenalia, a mimo wszystko nie odpuszczę koncertów Pezeta, Abradaba, Ras Luty, Junior Stressa, Luxtorpedy etc, etc.

Pewnie się domyślałyście zakończenie. Przykro mi, ale mój zmysł zaskakiwania poszedł się kochać wraz ze stopionym śniegiem. A i muszę przyznać, że takiego gniota jak o to to, to jeszcze nie grali, ale i tak jestem dumna ;]

Dziękuję więc Wam, że czytałyście to co tu na górze i to co tam poprzednio. Dziękuję za każdy komentarz, bulwers, pomysł. E v e r y t h i n g.

Wybaczcie, ale nie potrafię sklecić niczego sensownego po dwudniowym tłumaczeniu z francuskiego na polski 40 stron najbardziej dołującej książki, jaką w życiu miałam okazję przeczytać.

Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Całuję, Embouteillages ;*